Interaktywna Mapa Cmentarza
  • KARAPCZYJÓW/JASIENÓW
  • Dodano 2012-03-08

Ormiańsko - bukowińskie korzenie laureata nagrody Pulitzera

NIEZWYKŁY CZŁOWIEK – NIEZWYKŁE ŻYCIE
W czerwcu 2010 roku zmarł w Yamhill w Stanie Oregon w wieku 91 lat niezwykły Człowiek, który miał za sobą niezwykłe życie - Ladis Kristof. Jeszcze rok temu, we wrześniu 2009 roku spędziliśmy na urokliwym ranczo w Yamhill w stanie Oregon wiele wspaniałych godzin na rozmowach, wspomnieniach, oglądaniu starych fotografii.

Ladis Kristof, a właściwie Władysław Krzysztofowicz familiarnie zwany Sławkiem pochodził ze spolszczonej, starej ormiańskiej rodziny, a losy jego kształtowała bezwzględna historia polskich Kresów będących od wieków polem nieustających bitew i politycznych przetasowań.

Najstarszym dokumentem znajdującym się w archiwum rodzinnym Krzysztofowiczów, których gniazdem był Karapczyjów na Bukowinie, ocalałym pomimo wielu kataklizmów wojennych i losowych jest akt nominacji za zasługi Antoniego  Krzysztofowicza na sekretarza króla Stanisława Augusta wydany w Warszawie w 1781 roku. Dokument  napisany w języku łacińskim opatrzony pieczęcią lakową podpisany został przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ormiańska rodzina Krzysztofowiczów, posługująca się herbem własnym Donabiet otrzymała według Adama Bonieckiego, autora „Herbarza polskiego” wydanego w 1905 roku rozległe przywileje w 1629 roku od króla polskiego Zygmunta III Wazy, szlachectwo zaś w 1676 roku. Miał je otrzymać Iwaszko Krzysztofowicz, syn Kirekorowicza „Beznosego”.

Pierwsze wzmianki o rodzinie Krzysztofowiczów odnotowuje dominikanin Sadok Barącz w książce „Żywoty sławnych Ormian” wydanej we Lwowie w 1856 roku. Wspomina żyjącego w początku XVII wieku Grzegorza Krzysztofowicza, słuchacza filozofii w Zamościu, który należał do grupy dziewięciu poetów zwanych „Muzami”; pisał ody po łacinie. Znana była również jemu osoba Jana Krzysztofowicza, starszego sądów ormiańskich we Lwowie, właściciela kamienicy „Krzywe Koło”, który w 1651 roku był superintendentem ceł wszystkich Rzeczpospolitej poborów na Rusi.
Z kolei Leon Theodorowicz, autor krótkiej rozprawy „Nieco o heraldyce i rodach ormiańskich” wydanej we Lwowie w 1925 r. podaje, iż szlachectwo uzyskała rodzina Krzysztofowiczów w 1676 roku i używali herbu własnego Donabiet.  Drzewo genealogiczne rodziny zaczyna się od Jakuba, który przybył de Seretu w drugiej połowie XVIII wieku. Miał pięciu synów: Greczuna, Zaruga, Wartana, Chaczeresa, Teodora. Jego wnuk – Jędrzej Krzysztofowicz, syn Chaczaryna urodzony w 1782 roku był księdzem w Rosji, pod koniec życia został kanonikiem mohylewskim. Potwierdzenie szlachectwa  uzyskali w 4 września 1791 roku w Jassach, zaś 13 lutego 1792 roku wcielono do Stanów Galicyjskich we Lwowie. Ponowne potwierdzenie uzyskane 12 maja 1883 roku powołuje się na  Jana Krzysztofowicza ojca Waleriana oraz Mikołaja, którzy związani już byli wówczas z Bukowiną  Wówczas też w posiadaniu  rodziny Krzysztofowiczów były dobra: Podsmykowce, Czernichowce w tarnopolskim, Trybuchowice w czortkowskim, Jasionów i Nazurna w kołomyjskim, Karapczin i Załucze na Bukowinie.

Karapczyjów – gniazdo Krzysztofowiczów zakupione zostało w połowie w 1836 roku przez Kajetana i tam też przeniósł się w 1855 roku z Załucza nad Czeremoszem na Bukowinie (do 1918 cesarstwo austro-węgierskie, po 1918 roku Rumunia, obecnie Ukraina) jego najstarszy syn Roman; był to majątek złożony z wielu rozrzuconych areałów ziemi, które Roman konsekwentnie poszerzał; między innymi znacznego zakupu dokonał w roku 1863 roku. Najpoważniejszą jednak transakcję przeprowadził  Roman Krzysztofowicz w 1878 roku  odkupując od Słowaka Kovasca znajdującą się na obrzeżach wsi Karapczyjów – tak zwaną Kowaczówkę z gorzelnią, folwarkiem i wielohektarowy lasem. W latach 1899/1900 cały Karapczyjów został zmelioryzowany (zdrenowany).
W Karapczyjowie zastał Roman niewielki dwór poprzedniego właściciela do którego  dobudował trzy pokoje; w 1878 dom ten został jednak zamieniony na magazyn, a rodzina Romana przeniosła się do stopniowo poszerzanego dworu  zbudowanego według projektu Glaubitza, ostatecznie ukończonego w 1888 roku. Nowy potężny dwór familiarnie zwany  był zwany „Burgiem”, co na pewno było inspirowane powszechną nazwą pałacu cesarskiego w Wiedniu, a tym samym dowodem sympatii dla  cesarza austriacko - węgierskiego.

Ojciec Krisa  - Witold był jednym z pięciorga dzieci Romana Krzysztofowicza. Początkowo mieszkał   w wybudowanym jeszcze przez Roman w latach 1906/1908 skromnym dworze w Kowaczówce, który   ostatecznie przebudował dopiero po pierwszej wojnie i nazwał Schonbrunnem; otaczał go piękny park,  dziś uznany za zabytek przyrody, który szpeci jedynie monumentalne popiersie sowieckiego Łysenki. Witold prowadził tuczarnię wołów ( w stajni mieściło się około 100 wołów) lecz wiele też uwagi  poświęcał prowadzeniu lasów, planował również założenie stawów rybnych; w 1920 roku Witold uruchomił gorzelnię, która pracowała do 1941 roku, kiedy to spalili ją  Rosjanie, i która ponownie ruszyła zimą 1942/1943; ostatecznie zniszczona została 26 marca 1944 roku, który był ostatnim dniem pobytu rodziny Krzysztofowiczów w Karapczyjowie.

W takim to ziemiańskim entourage'u urodził się w 1918 roku Sławek Krzysztofowicz - Ladis Kristof. W dzieciństwie wychowywały go oraz jego siostrę i brata -  bony, fraulein uczyła niemieckiego, mademoiselle – francuskiego; do gimnazjum chodził w Buczaczu i we Lwowie, zaś w 1937 roku rozpoczął studia na Wydziale Leśnym na  Uniwersytecie w Poznaniu.
Gdy wybuchła 1 września 1939 roku druga wojna światowa Rumunia współdziała z hitlerowskimi Niemcami, a Bukowina  była  dwukrotnie zajmowana przez wojska sowieckie. Kris jako obywatel rumuński został powołany do wojska i w 1942 roku wyjechał wraz ze swoim oddziałem w kierunku Stalingradu; jego oddział zatrzymał się na  linii Donu koło Roztoka, skąd Kris kilkakrotnie przewoził do Rumunii tajne raporty. W ciężkim stanie zdrowia wrócił pod koniec 1942 roku do Karapczyjowa.  Historia dalej jednak dyktuje ludzkie losy. W  dniu 26 marca 1944 roku opuścił Kris jako ostatni rodzinny Karapczyjów zabierając dwie fury rzeczy, dwie pary koni, pięknego ogiera siostry - Litki, dubeltówkę. Rodzice i rodzeństwo byli już wówczas w Craiowej w Rumunii. Tam też przyjechał Kris po 6 tygodniach podróży, między innymi przez Karpaty.
Tak też zaczęła się niezwykła życiowa peregrynacja Krisa, która przywiodła go do pięknego Oregonu.
 
Po wojnie pozostał wraz z siostrą Litka w Craiowej; rodzice natomiast i brat Janusz wrócili do Polski. Kris nie mający zaufania do nowego reżimu rumuńskiego,  zaplanował wyjazd na Zachód. Ostatecznie  w lipcu 1948 roku przepłynął wpław Dunaj. Oczywiście natychmiast trafił do więzienia jugosłowiańskiego, następnie pracował w obozie przy wydobywaniu azbestu. Po trzech latach ciężkiej fizycznej pracy wyjechał via obóz angloamerykański we Włoszech do Paryża. Planowane studia skończyły się jednak na dwuletniej pracy lokaja u pochodzącej z Oregonu młodej Amerykanki; jej też środowisko ułatwiło Krisowi emigrację do Stanów Zjednoczonych. W 1953 roku płynie statkiem do Stanów Zjednoczonych, statek ma 2-tygodniową przerwę na remont  w Szkocji. W biurze emigracyjnym w Nowym Jorku, dzięki przyjaciołom z Oregonu, był na odpowiedniej liście, dostał bilet do Portland, gdzie jechał pociągiem 4 dni.
W tym momencie zaczyna się kolejny, nowy „amerykański” etap życia Krisa. Podejmuję pracę w Oregonie przy trasowaniu nowej drogi w lesie i wysadzaniu dynamitem ogromnych korzeni.
Celem jednak są studia, które rozpoczyna dzięki prywatnemu stypendium po roku pracy w lesie,  w Reed Collage w Portland; jest to politologia. Następny etap to doktorat (master) o rosyjskich mienszewikach przygotowany na uniwersytecie w Chicago; tam też poznaje doktorantkę historii sztuki Jane Mc Wiliams, Irlandkę z pochodzenia,  z którą bierze ślub. Następnie już razem wyjeżdżają do Nowego Jorku, gdzie Kris bada w dalszym ciągu archiwalia mienszewików, tam też przychodzi na świat ich jedyny syn Nicholas; kolejny etap - to San Clara University , Columbia University, wyjazd do Kanady i trzy letni pobyt na University of Waterloo. Kolejny i ostatni etap życia Kris to  Uniwersytet w Portland, gdzie prowadzi wykłady na temat polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych, analiz porównawczych systemów politycznych Stanów Zjednoczonych, Francji, Anglii, Związku Radzieckiego; interesuje się geopolityką Rumunii, Ukrainy, Bałkanów, a także filozofią  Carla Gustava Junga, a nade wszystko Pierre'a Teilharda de Chardin, któremu poświęca cykl wykładów. Stopniowo Kris staje się jednym z najbardziej cenionych specjalistów od geopolityki chętnie zapraszanym na międzynarodowe konferencje w Moskwie, Bukareszcie, Paryżu, w Anglii i w Japonii. Ciekawy świata wiele podróżuje, między innymi pokonuje niezwykłą dla obcokrajowców trasę Władywostok - Moskwa.
Przyjazd Kris z Jane i małym Nicholas do Portland łączy się kolejną decyzją; jest to zakup, obciążający na 30 lat spłat skromne pensje uniwersyteckie, farmy: domu i około 100 hektarów lasu i ziemi, gdzie zakłada sad wiśniowy. Odległość 30 mil z Yamhill do Portland będą przez następnych kilkadziesiąt lat pokonywać dzień w dzień.
Dom Jane i Krisa jest niezwykły, jak jego mieszkańcy. Najważniejsza jest  licząca przeszło 20.000  tomów biblioteka, żartobliwie zwana przez Kris „biblioteką w lesie”, wielojęzyczna i o wielu profilach zainteresowania jej właściciela. Do końca też życia pozostał  wierny swojemu młodzieńczemu hobby – polowaniu; tak jak polował jako bardzo młody chłopak na Bukowinie, polował też i w lasach Oregonu; potrafił też godzinami czekać na rogacza na przydomowej polance, w czym wielokrotnie przeszkadzały ukochane psy.
Jane zachowała swoje zainteresowania i stała się jedną z najwyżej cenionych wykładowców nowożytnej europejskiej historii sztuki na Uniwersytecie w Portland, jak miałam okazję usłyszeć „the best of the best”. Wielką też karierę zrobił ich syn Nicholas, który ukończył skromną szkołę w Yamhill, by następnie studiować na Harvardzie, w angielskim Oxford i stać się jednym z najbardziej popularnych dziennikarz New York Time, laureatem - wspólnie z żoną Sheryl WuDunn, nagrody Pulitzera.


Litka Krzysztofowiczówna była niezamężna, bezdzietna - całe życie zakochana w koniach - miała hodowlę, wystawiała je na wyściagach,  mieszkała  w przyczepie campingowej tuż obok kochanych koni ( w Kanadzie) - zginęła kopnięta przez konia. Została pochowana w Karapczyjowie.

 

MÓJ WSPANIAŁY DZIADEK MARIAN KRZYSZTOFOWICZ

Marian Krzysztofowicz
(1875 Karapczyjów - 1955 Kraków) syn Romana i Emilii z Passakasów Krzysztofowiczów miał dwóch braci Henryka i Witolda oraz siostry Helenę, Eugenię i Marię. Był znakomitym rolnikiem, absolwentem Szkoły Rolniczej w Czerniowcach, dla którego gospodarowanie i ryzyko inwestycji stało się największą pasją. Posiadał też ogromny dar przewidywania, był wręcz bezkompromisowym realistą, który na wiele lat przed wybuchem II wojny światowej przewidywał utratę przez Polskę ze względów etnicznych ziem wschodnich. Początkowo, od 1897 roku gospodarował wspólnie  z bratem Witoldem w Jasienowie Polnym w powiecie Horodenka, zakupionym przez Waleriana Krzysztofowicza na przełomie XVIII i XIX wieku, a który już za czasów Romana w latach 1884-1885 posiadał 1750 morgów. Tam też w 1907 roku Marian wybudował według projektu architekta z Czerniowiec – Mullera nowy, niewielki dwór z charakterystycznym drewnianym gankiem, otoczony rozległym parkiem; tam też sprowadził w 1908 roku z Wiednia żonę - Marię z Passakasów. Folwark w Jasienowie Polnym rozrastał się systematycznie; i tak w 1909 roku wybudowana została gorzelnia, około 1910 roku zakupił Marian Krzysztofowicz sąsiadujący z Jasienowem Polnym folwark Głuszków (320 morgów). Wybuch I wojny światowej spowodował wyjazd rodziny Mariana: żony oraz dwóch synów Romana i Krzysztofa do Wiednia, a po jej zakończeniu i po powrocie do Jasienowa Polnego podjął odbudowę dworu, uporządkowanie folwarku, wprowadził pług parowy oraz rozpoczął dalsze inwestycje: w 1919 roku nabył folwark w Strzylczach (550 morgów) oraz dokupił połowę majątku odziedziczonego przez żonę w Stecowej (1200 morgów) w powiecie śniatyńskim, zaś w 1936 roku zakupił las w Żukowie koło Obertyna (1050 morgów). Równocześnie prowadził na dużą skalę opas bydła przeznaczonego głównie na eksport, między innymi na Maltę oraz jedną z największych w Polsce znajdujących się w prywatnych rękach – plantację buraków cukrowych na obszarze blisko 500 morgów. W latach dwudziestych wykorzystując własną gorzelnię założył w Jasienowie Polnym fabrykę wódek, likierów i rumu, którą na skutek zmiany koniunktury zamknął w 1926 roku inwestując wówczas w Krakowie: w udziały w fabryce Kartonaży Jan Nowak i Spółka oraz kupując kamienicę. Gospodarstwo w Jasienowie Polnym obejmowało również stawy hodowlane.
Marian Krzysztofowicz prowadził gospodarstwo twardą, ale równocześnie życzliwą ręką; był wymagający wobec robotników rolnych, wobec synów, których kształcił na swoich następców, a przede wszystkim wobec siebie. Słynne były jego objazdy pól dwukółką, bądź saniami (bryczka czteroosobowa, gig, kocz – wóz koszykowy stały bezużytecznie w wozowni), rozpoczynające się codziennie o piątej rano, z „rannym ubojem”. Widoczna była w ten sposób zasada pańskie oko konia tuczy. To absolutne oddanie się gospodarstwu czytelne było, jak głosi wieść rodzinna, również i w stylu bycia Mariana Krzysztofowicza, człowieka nadzwyczaj skromnego, nie zwracającego uwagi na drobiazgi, czego odbiciem była również skromność i praktyczność urządzenia domu jasienowskiego; wnętrze było ciemne, ponure, w jadalni ciemne meble, ciemne zasłony, szafa w ścianie ze słojami konfitur; w sypialni łóżka żelazne przykryte liżnikami; w salonie pomalowanym na kolor malinowy., gdzie rodzina zbierała się na poobiednia kawę i po kolacji stały meble biedermeierowskie i wysokiej klasy fortepian do dyspozycji gości; na ścianach wisiały dywany perskie, w serwantkach stała duża ilość bibelotów, porcelany, srebra, zaś w korytarzu – pozytywka walcowa z walcami Straussa. 
Równocześnie potrafił też Marian Krzysztofowicz interesować się zbytkami, i na przykład sprowadzać żonie i przyszłym synowym biżuterię z Wiednia. Był również mistrzem słowa, co potwierdza jego piękny toast wzniesiony na ślubie Romana z Franciszką z Oroszeny Bohdanowiczów, który odbył się w kaplicy prywatnej arcybiskupa Teodorowicza we Lwowie, opublikowany na łamach Gregorianów (1938, nr 2).
Był również Marian Krzysztofowicz fundatorem nieistniejącego dziś kościoła rzymsko-katolickiego w Jasienowie Polnym; poświęcenie kamienia węgielnego odbyło się w 1929 roku, za co uhonorowany został Komandorią Orderu św. Grzegorza, a za działalność społeczną Złotym Krzyżem Zasługi.
Jasienów Polny opuścił Marian Krzysztofowicz wraz z rodziną 18 września 1939 roku przekraczając granicę polsko-rumuńską w Serafińcach; na drugi dzień, gdy zobaczył swoją kilkumiesięczna wnuczkę (autorkę niniejszego tekstu) w ponurej suterenie w Czerniowcach – rozpłakał się. Skończyła się pewna epoka.

teksty: Stefania Kozakowska

sponsorzy i partnerzy: